Recenzja filmu

Hellboy (2004)
Guillermo del Toro
Ron Perlman
Selma Blair

Nasienie zniszczenia

"Hellboy" to kolejne dzieło udowadniające, że na podstawie dobrego komiksu niekoniecznie musi powstać dobry film. Niestety, nie wszyscy twórcy zdają się rozumieć, że obrazkowe opowieści to nie
"Hellboy" Mike'a Mignoli to, obok "Transmetropolitan" i "Kaznodziei", moja ulubiona seria komiksowa. Ze zrozumiałych więc powodów na premierę filmu Guillermo del Toro na jej podstawie czekałem z niecierpliwością. Niestety, nie dość, że musiałem czekać ponad 5 miesięcy dłużej niż mieszkańcy USA, którzy obraz zobaczyli już w kwietniu, to jeszcze srodze się rozczarowałem. Mimo niezłej ekipy i współpracy samego Mike'a Mignoli "Hellboy" jest jedynie schematyczną i przewidywalną produkcją, która nie umywa się do komiksowego pierwowzoru.
Akcja filmu rozpoczyna się w roku 1944. Naziści przeczuwając zbliżającą się klęskę, decydują się na desperacki krok mający zapewnić im zwycięstwo w wojnie. Przy pomocy Grigorija Rasputina otwierają wrota do innego wymiaru, skąd przybyć ma potężny wojownik mający wspomóc hitlerowców w walce. Mroczna ceremonia zostaje jednak przerwana przez oddział amerykańskich żołnierzy. Portal zostaje zniszczony, ale przez czas, kiedy był otwarty na naszą planetę trafił niewielki, czerwonoskóry i obdarzony kamienną prawicą demon-dziecko. Monstrum zostało odnalezione przez profesora Brooma (w komiksie Bruttenholma), który ochrzcił je imieniem Hellboy i wychował jak własnego syna. 40 lat później Hellboy jest najpotężniejszym członkiem ściśle tajnego Biura Badań Paranormalnych i Obrony (BBPiO) zajmującym się walką z wszelkiej maści potworami, które jakimś cudem przeniknęły do naszego świata. Pewnego dnia czerwonoskóry demon zostaje wysłany z misją do muzeum, gdzie pojawił się demon o imieniu Sammael. Spotkanie z nim stanie się początkiem tragicznych wydarzeń... Komiksowa seria "Hellboy", którą poznałem już kilka lat temu, zachwyciła mnie nie tylko charakterystyczną kreską Mignoli, ale również ciekawymi, często inspirowanymi ludowymi podaniami scenariuszami oraz oryginalnymi i frapującymi bohaterami. Praktycznie każdy z członków Biura Badań Paranormalnych i Obrony kryje w sobie jakąś tajemnicę, a Mignola umiejętnie odsłania poszczególne jej kawałki. Tego wszystkie zabrakło jednak w filmie Guillermo del Toro, do którego scenariusz powstał na podstawie dwóch rysunkowych opowieści - "Nasienie zniszczenia" oraz "Prawa ręka zniszczenia". Niestety, na potrzeby ekranizacji zostały one bardzo uproszczone, jak również wzbogacone o delikatny wątek romansowy, który - moim zdaniem - okazał się zupełnie zbędny. Z filmu wypadła więc cała, inspirowany twórczością Lovecrafta, historia rodziny Cavendishów, z niemieckiego zespołu odpowiedzialnego za "Operację Ragnarok" ostali się tylko Karl Ruprecht Kroenen i Ilsa Haupstein, profesora Bruttenholma obdarzono natomiast nazwiskiem Broom i drastycznie - w stosunku do oryginału - zmieniono jego udział w całej opowieści.
Są to oczywiście zmiany, które dostrzeże jedynie osoba znająca komiksowego "Hellboya" i nie mam ich filmowcom za złe, w końcu poczyniono je za zgodą Mignoli, ale nie mogę im wybaczyć tego, że radykalnie uprościli całą historię, skupiając się nie na bohaterach, ale raczej na kolejnych pojedynkach członków BBPiO z Sammaelem i Kroenenem. Miłośnicy efektów specjalnych na pewno będą zadowoleni bowiem walki, jak również uczestniczące w nich monstra prezentują się rewelacyjnie, ale dla mnie to trochę za mało. Po "Hellboyu" oczekiwałem nie tylko scen akcji, które znajdziemy prawie w każdym komiksowym filmie, ale również ciekawej i frapującej historii trzymającej w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty filmu. Zamiast tego otrzymałem przewidywalną oraz schematyczną opowieść, której finału możemy się domyśleć na długo przed końcem.
Pochwalić muszę jednak del Toro za to, że wizualnie film pozostaje wierny komiksowemu oryginałowi. Ucharakteryzowani Ron Perlman (Hellboy) i Doug Jones (Abe Sapien) prezentują się wspaniale a wiele scen i elementów scenografii wyglądają jak "żywcem wyjęte" z któregoś z albumów Mignoli. "Hellboy" to kolejne dzieło udowadniające, że na podstawie dobrego komiksu niekoniecznie musi powstać dobry film. Niestety, nie wszyscy twórcy zdają się rozumieć, że obrazkowe opowieści to nie tylko akcja, ale również fabuła. Film oczywiście ma szansę spodobać się miłośnikom Hellboya i kina akcji, mnie jednak srodze rozczarował.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwszą sprawą, o której trzeba pamiętać pisząc o filmie "Hellboy", to że jest on ekranizacją jednego z... czytaj więcej
Kolejny film z bardzo popularnego ostatnimi czasy gatunku "komiks movie" pojawił się niedawno na ekranach... czytaj więcej
"Co czyni człowieka człowiekiem? Jego pochodzenie, a może jego czyny? Mnie wydaje się, że to możność... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones